Czas męskiej przyjaźni, klęski i nadziei.
Kiedy mamy kogoś na wyciągnięcie ręki, jesteśmy przekonani, że na wszystko jest czas, ze wszystkim zdążymy. A kiedy nagle tego kogoś zabraknie, zdajemy sobie sprawę, że nigdy już nie padną pytania, które należało zadać, ani odpowiedzi, których chcieliśmy wysłuchać.
Po stracie przyjaciela w głowie Roberta mnożą się wątpliwości. Co Marek robił w ostatnich dniach swojego życia? Czy pił, a jeśli tak, to dlaczego? Czemu nie zadzwonił, skoro miał problemy? I przede wszystkim: dlaczego ja zadzwoniłem za późno? To ostatnie pytanie powoduje, że w Robercie budzą się wyrzuty sumienia. Kierując się, po części ciekawością, a po części szukając rozgrzeszenia, Robert postanawia dowiedzieć się wszystkiego o okolicznościach desperackiego kroku przyjaciela. Chce zrozumieć jego prawdziwe motywacje i swoją rolę w czymś o czym przecież nie decydował, ale czego czuł się uczestnikiem. Wkrótce okaże się, że w tej wielowątkowej historii nic nie jest tak jednoznaczne i oczywiste, jak mogłoby się wydawać…
– Marek miał tatuaż – wyszeptał nagle Robert.
– Tatuaż?!
– Tak! Taką małpę, jedną z trzech mądrych, tę, która zakrywa oczy.
– Gdzie? – zapytał nerwowo Sznuryk.
– Na prawej łydce, z boku – wyjaśnił Robert.
Kapitan odwrócił się na pięcie w kierunku prosektorium. Wrócił po minucie.
– To nie Marek – powiedział, i nie dało się wyczuć, czy powiedział to z ulgą, czy ze zniecierpliwieniem. Jego słowa przyniosły Robertowi nieoczekiwane wytchnienie. Nie wiedział dlaczego, ale świadomość, że to sponiewierane ciało nie należało do Marka, przyjął jak ratunek. Nie wiedział, na co liczył ani na co naprawdę czekał, ale coś w nim nie chciało, żeby to był Marek.