Paradoks niczym nieskrępowanej wolności polega na tym, że dążąc do niej, w końcu popadamy w niewolę. Nawet nie zauważamy, kiedy i jak staliśmy się skrępowani przez ideologie, stereotypy, osobiste przekonania, otoczenie, środowisko, używki, codzienne przyzwyczajenia.
Autor książki „Woodstock Generation, czyli Wyższa Szkoła Jazdy” przedstawia pokolenie outsiderów, ludzi dryfujących gdzieś na granicach rzeczywistości i własnego świata. Stara się utrwalić we wspomnieniach, z wyraźną dozą wierności, klimat odchodzących lat, kiedy to długie włosy, glany i muzyka były wyrazem sprzeciwu wobec znienawidzonego systemu. A wszystko to wzbogacone obszernymi fragmentami kultowych już piosenek, które w tamtych czasach oddawały ducha pokolenia woodstockowiczów i kształtowały ich przekonania.
Tutaj, w tym amfiteatrze, widzisz ostatnie oddechy starego Jarocina. Ci ludzie zebrali się tu sami, jakieś stare załogi, nawet stare kapele, które same próbują coś tu zrobić. Nikomu nawet nie zależy, żeby zorganizować alternatywną scenę, która nie przynosi kasy, a tylko generuje koszty. Ostatnie podrygi trupa, który kiedyś zwał się Jarocin. Ludzie będą tu przyjeżdżać na piknik w Jarocinie, ale nikt z nich nie pozna prawdziwego Jarocina, w którym walczyło się o wolność. Nie tylko o wolność od systemu czy władzy, ale o wolność jednostki, o prawo do bycia sobą, do własnych poglądów i przekonań, o szacunek dla drugiego człowieka, bez względu na jego pochodzenie czy grubość portfela, o równość... Pomyśleć, że pewnego dnia nawet ten symbol, ten amfiteatr, każe zburzyć jakiś idiota.